tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

piątek, 12 grudnia 2014

Zwiedzanie miasta Kolumba - Genua

                 Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda życie na statku? Pewnie nie – kto normalny by o tym myślał, kiedy jedyną perspektywą przebywania dłużej na morzu jest dryfowanie na dmuchanym materacu albo przejazd gdzieś promem... A tymczasem statki do bardzo ciekawe byty. Każdy statek to jakby małe królestwo z własnymi zasadami i hierarchią. Ponad dwudziestką facetów zarządza dwóch władców: kapitan i chief. A nasz tata jest właśnie tym drugim.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Deszczowy Mediolan i droga do Genui

              Ranek przywitał nas deszczem. Tina tradycyjnie nie zwlekła się na śniadanie i nie przekonały jej nawet moje namowy, gdy wróciłam do niej i opowiadałam o bogactwie czekającym na dole. Bo naprawdę było bogato. Bułeczki, chleb i croissanty piętrzyły się obok Nutelli, dżemów i miodu. Różne owoce, jogurty, soki, płatki i sucharki bezglutenowe – wszystko to było w zasięgu ręki. A obok stały patery z kilkoma rodzajami ciasta. Oczy nie mogły się zdecydować, zjadłyby wszystko… Ale mózg zdecydował się na croissanta i sałatkę owocową, a później na ciasto. Kelnerka przyniosła cappuccino z piękną pianką i było cudownie. Nawet deszcz nie mógł mi zepsuć humoru, bo siedziałam tyłem do okna i obserwowałam dwóch Polaków, którzy przyszli na śniadanie. Gdy pyszne wypieki zniknęły z mojego talerza, zrobiłam Tinie bułkę z Nutellą i wróciłam do pokoju.

piątek, 14 listopada 2014

Noc w Mediolanie

                Nasze bagaże powinny były trafić na jedną z sześciu taśm. Skoczyłyśmy do łazienki, a gdy wróciłyśmy, nie wiedziałyśmy, gdzie podziali się nasi współpasażerowie. Stanęłyśmy przy pierwszym pasie, gdzie czekała największa grupa. Wkrótce bagaże zaczęły krążyć na taśmie, ludzie stopniowo odnajdywali swoje i znikali za drzwiami. Naszych walizek nigdzie nie było jednak widać. W końcu taśma opustoszała, a my zaczęłyśmy podejrzewać, że poranne żarty Tiny pt. ,,Nie mogę zostawić laptopa w walizce, bo jak bagaż zginie, to wszystko przepadnie” przestają być żartami. Gdy zapytałam ochroniarza, gdzie powinnyśmy szukać bagaży z Monachium, powiedział z zabawnym włoskim akcentem, że na czwartym pasie. Niestety, tam też ich nie było. Tina znalazła oznaczenia wskazujące drogę do miejsca, gdzie odbierało się zagubione bagaże. Korytarzem długim na jakieś 500 metrów dotarłyśmy do biura. Kilka osób czekało na obsłużenie. Po kilkunastu minutach dowiedziałyśmy się, że faktycznie nasze bagaże były już w przechowalni, bo wcześniej trzeba było ich szukać na pasie numer pięć.

środa, 12 listopada 2014

Włoska przygoda: lot do Mediolanu

                Kiedy w niedzielę wieczorem wraz z mamą uznałyśmy, że nie za bardzo mamy ochotę na wyjazd do Włoch, Tina poszła spać dużo wcześniej, demonstrując swe oburzenie naszą postawą. Moja natura domatora przeważała nad naturą podróżnika, bo po sześciu tygodniach wróciłam do domu i chciałam chwilę w nim pobyć. W poniedziałek rano wstałam bardzo wcześnie i wraz z ciocią objechałam do Jeleniej Góry i z powrotem, a gdy wróciłam po tej stukilometrowej wycieczce, mama z Tiną oznajmiły mi, że jednak jedziemy. Trzeba było działać ekspresowo.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Wyjazd z zaskoczenia - w poniedziałek kupujemy bilety, we wtorek lecimy!

                  Choć idzie mi to powoli, zaręczam, że jestem w trakcie pisania kolejnej notki. Tym razem o wyjeździe na niesamowity koncert do Norwegii. Musicie mi uwierzyć na słowo, że tę notkę piszę, bo jeszcze przez pewien czas jej nie zobaczycie... Pisanie przerwał mi bowiem kolejny wyjazd! I to o nim będą kolejne wpisy. Jutro wylatujemy z Wrocławia o trzynastej, a trzy godziny później będziemy w... Podpowiedź poniżej!

poniedziałek, 3 listopada 2014

Ostatnie dwa dni - powrót do domu

                Dwudziesty dzień naszego wyjazdu. Sobota. Ósma rano, a my nie śpimy, tylko powoli wynosimy nasz, nie taki znowu skromny, podróżny dobytek. Nadszedł czas powrotu. Najpierw do Nowego Jorku, gdzie przecież tak niedawno zaczynała się nasza przygoda. Później do Polski, którą przecież dopiero co opuściliśmy. No i w końcu do domu, za którym zdążyliśmy się już stęsknić.

czwartek, 23 października 2014

Dzień dziewiętnasty - Premios Juventud

                 Od rana byłyśmy podekscytowane koncertem, który miałyśmy zobaczyć wieczorem. Nie wiedziałyśmy dokładnie, co się tam będzie działo, a Wikipedia niewiele nam pomogła w dowiedzeniu się, na czym dokładnie polega festiwal Premios Juventud. Bilety kupiłyśmy już w Nowym Jorku, ale aż do tego dnia wydawało nam się to bardzo odległe i nierealne. A teraz od zobaczenia Enrique dzieliło nas już tylko kilka godzin.

niedziela, 5 października 2014

Płaszczki, czarne chmury i kolorowe muszelki z głębin oceanu

              Kolejne dwa dni również upływały nam na błogim lenistwie. Poznałyśmy naszą sprzątaczkę, Elaine z Jamajki, która traktowała nas trochę jak niania – pomagała znaleźć nam nasze rzeczy (nieco się zdziwiła, gdy w tak drogim pokoju szukałam okularów do pływania z WalMartu) i przeganiała mnie od Tiny, kiedy skakałam jej po łóżku, żeby ją obudzić. ,,Let sam son in”, mówiła z kreolskim akcentem, a ja biegłam do zasłon i już po chwili Tina wstawała na śniadanie, oślepiona przez słońce. Elaine była bardzo sympatyczna, zagadywała nas, opowiadała o sobie i pytała o to, co sobie kupiłyśmy… Była dużo fajniejsza od tych cichociemnych sprzątaczek, które krzątają się po pokojach i udają, że gość nie istnieje albo za wszystko przepraszają.

piątek, 3 października 2014

Palmy, silikonowe kokosy i pławienie się w luksusie - Miami, bijacz!

                  Gdybym miała opisać jednym zdaniem nasz pobyt w Miami, to powiedziałabym, że były to wczasy jak w Rewalu... tylko dużo lepsze. Jeśli ktoś spodziewałby się po nas, że łaziłyśmy po klubach, piłyśmy pina coladę z obnażonych torsów przystojnych Murzynów albo ścigałyśmy się na skuterach wodnych z rekinami… To ma dobrego dilera. :P Po dwóch intensywnych tygodniach pełnych zwiedzania i chodzenia byliśmy wykończeni i marzyliśmy tylko o leżeniu na plaży, ewentualnie o pluskaniu się w basenie.

wtorek, 23 września 2014

Dzień czternasty - Bank Gringotta i Miami Beach

            Ten dzień miałyśmy zacząć o świcie, bo nasz hotel wybraliśmy ze względu na to, że pozwalał na wejście do Świata Harry’ego na godzinę przed otwarciem, czyli o siódmej rano… No ale nie udało nam się, poprzedni dzień za bardzo nas zmęczył. Dlatego normalnie, po dziesiątej, zostawiłyśmy rodziców w hotelu, gdzie mieli nas spakować (wieczorem czekała nas przeprowadzka do Miami), a same wybrałyśmy się do parku.

poniedziałek, 15 września 2014

Dzień trzynasty (część druga) - Świat Harry'ego Pottera

                Aby dostać się na dworzec w Hogsmeade, trzeba było pokazać bilet wstępu do obu parków i ponownie zeskanować palec. Przy dźwiękach walczyka z balu bożenarodzeniowego szliśmy za kierunkowskazami. Właściwie rodzice szli, a my z Tiną tańczyłyśmy. Weszliśmy do sporego budynku, gdzie stanęliśmy w długiej kolejce. 

wtorek, 9 września 2014

Dzień trzynasty (część pierwsza) - Świat Harry'ego Pottera

             Z góry przepraszam wszystkie osoby, które nie podzielają mojej fascynacji Harrym Potterem, bo ten post pełen będzie zachwycania się nim. Te osoby, które nie przeczytały książek lub nie widziały filmów, przepraszam jeszcze bardziej – prawdopodobnie nie zrozumiecie połowy używanych przeze mnie słów. Ale wiem, że wśród moich znajomych jest mnóstwo fanów Harry’ego, którzy z pewnością zrozumieją, dlaczego trzynasty dzień naszej wycieczki wcale nie był pechowy, a wręcz przeciwnie – był najlepszym dniem tego wyjazdu. Zapraszam Was do Świata Harry’ego Pottera!

wtorek, 2 września 2014

Dzień dwunasty - Disney World

                Znacie to uczucie, kiedy wiecie, że czeka Was fajny dzień, chociaż nie jesteście pewni, co się będzie działo? My właśnie w takim stanie szłyśmy na śniadanie do pokoju rodziców dwunastego dnia naszej wycieczki. Dotarcie do nich było trudną przeprawą, bo wymagało wyjścia na zewnątrz, a już przed dziesiątą słońce prażyło niemiłosiernie.

czwartek, 28 sierpnia 2014

2000 km w dwa dni - podróż przez całe Stany!

Kolejne dwa dni spędziliśmy w samochodzie. Z najbardziej północnej części Stanów mieliśmy się przemieścić na południe. Czekała nas jazda przez całe Stany. 2000 km w dwa dni? Da się zrobić.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Dzień dziewiąty - koncert Lady Gagi

                Wreszcie nadszedł ten dzień, który tak ułatwiał nam przechodzenie przez wszelkie kontrole. Wieczorem czekał nas koncert Lady Gagi.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Dzień ósmy - Niagara

               Nie wstałam na śniadanie. Mieliśmy je wykupione tylko dla dwóch osób i to rodzicom przypadł ten smutny obowiązek zdobycia pożywienia. Podobno szału nie było, więc dobrze, że nie wstawałam. Wreszcie mogłam pospać do dziesiątej (a nawet dłużej), więc byłam bardzo zadowolona. Okazało się, że za oknem mamy całkiem niezły widoczek (oczywiście nie mógł się równać z tym nowojorskim, ale i tak był dobry). Obok hotelu stały małe brązowe domki, najwyżej dwupiętrowe, niektóre z basenami, z niewielkimi trawnikami wokół. W dali widać było granicę z Kanadą. Granicę stanowi rzeka, na której leży największy wodospad świata – Niagara. To był główny cel naszego przyjazdu w to miejsce. 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Dzień siódmy - przeprowadzka do Buffalo

                        Sobota była jednym z tych dni, o których zbyt wiele się nie powie. Był to dzień spędzony w trasie. Często jeździmy w odległe miejsca, więc bez specjalnych emocji podeszliśmy do przejazdu do Buffalo. Czekało nas mniej więcej 600 kilometrów i 6 godzin jazdy (plus przerwy).

sobota, 2 sierpnia 2014

Dzień szósty - Dzień Niepodległości

                  Czwarty lipca – Dzień Niepodległości. Albo urodziny Stanów, jak kto woli. Tego dnia w 1776 roku podpisano Deklarację Niepodległości i Stany uwolniły się od Europy. Co roku jest z tej okazji niezła impreza. Mieliśmy jedyną w swoim rodzaju okazję zobaczyć to wszystko na żywo.

wtorek, 22 lipca 2014

Dzień piąty

                Tata gdzieś wyczytał, że prawdziwe Chiny można teraz zobaczyć już tylko na emigracji, bo komunizm połączony z szybkim rozwojem gospodarczym to przekleństwo dla chińskiej kultury. Także piątego dnia kierunek był oczywisty: Chinatown!

wtorek, 15 lipca 2014

Dzień czwarty

Dzień zaczął się na wesoło. Był czas śniadania. Weszłam z rodzicami do windy, która po drodze zbierała kolejnych gości. Była tam już nasza trójka i kilka innych osób. Dosiadła się jeszcze kobieta z dzieckiem w wózku i facetem, który pewnie był jej ojcem. Drzwi się zamknęły i powoli ruszyliśmy w dół. Bardzo powoli. Można w sumie powiedzieć, że staliśmy w miejscu. Nasz zjazd w dół trwał zdecydowanie za długo. Ludzie zaczęli się niepokoić. Zwłaszcza mama, która ma klaustrofobię i nie lubi jeździć windą, zwłaszcza zatłoczoną. W końcu zadzwoniliśmy po pomoc. Łączyło się, łączyło… I nic. Wciskaliśmy guzik raz za razem i po kilku minutach oczekiwania odezwał się głos. ,,Hello?” – zapytał, po czym… odłożył słuchawkę. Nie słyszał nas. Spróbowaliśmy raz jeszcze. ,,Utknęliście w windzie?” – no brawo, Sherlocku! Ale znowu nas nie słyszał i odłożył słuchawkę. Dzwonimy jeszcze raz.
- Utknęliście w…
- HEEEEEEEEEEEEEEEEEELP!!!
To mama krzyknęła tak, że aż podskoczyłam. Mama wzywająca pomoc po angielsku – bezcenne, niepowtarzalne :D

poniedziałek, 14 lipca 2014

Dzień trzeci

                  Postanowiliśmy wybrać się na koniuszek Manhattanu i wjechać na Statuę Wolności.

piątek, 4 lipca 2014

Koniec pierwszego i drugi dzień: Times Square, Macy's, 5th Avenue, Central Park

                Wieczorem pierwszego dnia:
              Chwilę cieszyłyśmy się widokiem, po czym ruszyłyśmy z rodzicami na miasto. Był już wieczór, ale budynki oddawały ciepło, więc niepotrzebne były nam żadne swetry. Times Square jest najwyżej 500 metrów od naszego hotelu, więc ruszyliśmy w tę stronę. Broadway nocą wygląda olśniewająco. Afisze błyszczą, zachwycają nazwiskami sław i zapraszają na spektakle. Nieźle ubrani ludzie przechadzają się i unikają naganiaczy, którzy oferują wypożyczenie roweru, wycieczkę z przewodnikiem albo bilety na musicale. Im bliżej słynnego placu, tym więcej ludzi. Każdy stara się jakoś przedrzeć, nikt nie zwraca uwagi na światła, połowa ludzi przechodzi na czerwonym tuż przed sunącymi powoli samochodami, których kierowcy reagują agresywnym uderzaniem w klakson. Jest niesamowicie głośno. Klaksony, rozmowy, muzyka grana w restauracjach i na ulicy – wszystko to miesza się ze sobą i ogłusza. Ale można się do tego przyzwyczaić i nieco „wyciszyć” swój słuch.

wtorek, 1 lipca 2014

Dzień Pierwszy

        No dobrze, nie udało mi się opisać tego, jak dostaje się wizy. Może kiedyś to zrobię. Przygotowania do wyjazdu były tak gorączkowe, że wieczorem chciało się już tylko przeczytać kilka stron książki i spać. Pakowanie jest dla mnie zawsze najtrudniejszą częścią podróżowania – trzeba zdecydować, co przyda nam się w ciągu tych kilku dni czy też tygodni poza domem. A nie jest to łatwe, kiedy nie jesteśmy pewni, jaka będzie pogoda, a do tego szykujemy się do wycieczki objazdowej, gdzie klimat będzie się z pewnością nieco zmieniał. Walizki napchane mamy prawie do granic możliwości, ale zostawiłyśmy trochę miejsca na zakupy (ja oczywiście mam go więcej, bo Tina jak zawsze zabrała pół szafy).

czwartek, 26 czerwca 2014

Powitanie

      Cześć wszystkim! 
      Cieszymy się, że jakimś cudem trafiliście na tego bloga. Możliwe, że kliknęliście jakiś link i coś Was tutaj przez przypadek skierowało. Możliwe, że chcieliście znaleźć obrazek, na którym siostry siedzą na walizkach i uznaliście, że tutaj możecie taki znaleźć (nie osądzamy - same szukamy różnych dziwnych rzeczy ;)). Ale możliwe też, że trafiliście tutaj, bo fascynują Was podróże i lubicie o nich czytać, szukacie dla siebie inspiracji czy też chcecie się pośmiać z wpadek innych podróżników... 
      Cokolwiek Was tu przywiodło - cieszymy się, że jesteście. I mamy nadzieję, że zostaniecie z nami przez chwilkę. 
      Kim jesteśmy? 
      Możecie nazywać nas Kają i Tiną, bo wszyscy tak właśnie na nas mówią. Jak zdążyliście się już pewnie domyślić, jesteśmy siostrami ;) Gdy byłyśmy młodsze, cały czas się kłóciłyśmy. Potrafiłyśmy pobić się o lalkę. Jednak z biegiem lat uświadomiłyśmy sobie, że wiele rzeczy nas łączy, a znacznie mniej może podzielić. Jedną z rzeczy, które nas łączą, jest miłość do podróży. 
     Można powiedzieć, że wyssałyśmy ją z mlekiem matki. Chociaż to właściwie tacie zawdzięczamy tę pasję. Jest marynarzem, zwiedził prawie cały świat i przekonał nas, że my powinnyśmy zobaczyć cały. Dlatego też od najmłodszych lat jeździliśmy całą rodziną wszędzie, gdzie nam się zamarzyło. I dalej to robimy! 
(Tina zaczęła podróżowanie zanim się urodziła - tu na statku gdzieś na niemieckich wodach w brzuchu u mamy, ja u wujka na rękach)

      Czy kiedykolwiek nie jesteśmy w drodze? Nawet jeśli siedzimy w domu (co nie zdarza się zbyt często, zwłaszcza w lecie), zwykle szukamy różnych opcji, planujemy wyjazdy i rezerwujemy hotele... Za kilka dni wybieramy się do Stanów Zjednoczonych. Planujemy zobaczyć Nowy Jork, Niagarę, Miami i jeszcze kilka innych miejsc, poszaleć w parkach rozrywki w Orlando i przeżyć najlepsze wakacje w życiu! :) 
        Blog powstaje głównie z myślą o naszych znajomych, którzy z pewnością zasypią nas pytaniami typu: ,,Jak się bawicie?", ,,Co dzisiaj robiłyście?", ,,Kupiłyście mi coś?" itd. Dla Was właśnie wszystko to opiszemy tutaj, w jednym miejscu. Dzięki temu nasze relacje będą dokładniejsze, a stracimy na nie mniej czasu, który będziemy mogły spożytkować w sklepie z pamiątkami, kupując Wam wszystkim pocztówki ;) 
     Już wkrótce opiszę męczący proces zdobywania wiz do Stanów, a później na bieżąco będę relacjonować to, co się nam przydarzyło. 
          Zostańcie z nami!