Włoska przygoda: lot do Mediolanu: Kiedy w niedzielę wieczorem wraz z mamą uznałyśmy, że nie za bardzo mamy ochotę na wyjazd do Włoch, Tina poszła spać dużo wcześniej, demonstrując swe oburzenie naszą postawą. Moja natura domatora przeważała nad naturą podróżnika, bo po sześciu tygodniach wróciłam do domu i chciałam chwilę w nim pobyć. W poniedziałek rano wstałam bardzo wcześnie i wraz z ciocią objechałam do Jeleniej Góry i z powrotem, a gdy wróciłam po tej stukilometrowej wycieczce, mama z Tiną oznajmiły mi, że jednak jedziemy. Trzeba było działać ekspresowo. - czytaj więcej
Noc w Mediolanie: Nasze bagaże powinny były trafić na jedną z sześciu taśm. Skoczyłyśmy do łazienki, a gdy wróciłyśmy, nie wiedziałyśmy, gdzie podziali się nasi współpasażerowie. Stanęłyśmy przy pierwszym pasie, gdzie czekała największa grupa. Wkrótce bagaże zaczęły krążyć na taśmie, ludzie stopniowo odnajdywali swoje i znikali za drzwiami. Naszych walizek nigdzie nie było jednak widać. W końcu taśma opustoszała, a my zaczęłyśmy podejrzewać, że poranne żarty Tiny pt. ,,Nie mogę zostawić laptopa w walizce, bo jak bagaż zginie, to wszystko przepadnie” przestają być żartami. Gdy zapytałam ochroniarza, gdzie powinnyśmy szukać bagaży z Monachium, powiedział z zabawnym włoskim akcentem, że na czwartym pasie. Niestety, tam też ich nie było. Tina znalazła oznaczenia wskazujące drogę do miejsca, gdzie odbierało się zagubione bagaże. Korytarzem długim na jakieś 500 metrów dotarłyśmy do biura. Kilka osób czekało na obsłużenie. Po kilkunastu minutach dowiedziałyśmy się, że faktycznie nasze bagaże były już w przechowalni, bo wcześniej trzeba było ich szukać na pasie numer pięć. - czytaj więcej
Deszczowy Mediolan i droga do Genui: Ranek przywitał nas deszczem. Tina tradycyjnie nie zwlekła się na śniadanie i nie przekonały jej nawet moje namowy, gdy wróciłam do niej i opowiadałam o bogactwie czekającym na dole. Bo naprawdę było bogato. Bułeczki, chleb i croissanty piętrzyły się obok Nutelli, dżemów i miodu. Różne owoce, jogurty, soki, płatki i sucharki bezglutenowe – wszystko to było w zasięgu ręki. A obok stały patery z kilkoma rodzajami ciasta. Oczy nie mogły się zdecydować, zjadłyby wszystko… Ale mózg zdecydował się na croissanta i sałatkę owocową, a później na ciasto. Kelnerka przyniosła cappuccino z piękną pianką i było cudownie. Nawet deszcz nie mógł mi zepsuć humoru, bo siedziałam tyłem do okna i obserwowałam dwóch Polaków, którzy przyszli na śniadanie. Gdy pyszne wypieki zniknęły z mojego talerza, zrobiłam Tinie bułkę z Nutellą i wróciłam do pokoju. - czytaj więcej
Zwiedzanie miasta Kolumba - Genua: Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda życie na statku? Pewnie nie – kto normalny by o tym myślał, kiedy jedyną perspektywą przebywania dłużej na morzu jest dryfowanie na dmuchanym materacu albo przejazd gdzieś promem... A tymczasem statki do bardzo ciekawe byty. Każdy statek to jakby małe królestwo z własnymi zasadami i hierarchią. Ponad dwudziestką facetów zarządza dwóch władców: kapitan i chief. A nasz tata jest właśnie tym drugim. - czytaj więcej
Zakończenie włoskiej przygody: Wiem, wiem, całe wieki nic nie pisałam. Ale sami rozumiecie – Boże Narodzenie, zaraz po nim sesja i jeszcze praca licencjacka… Wszystko to wyssało ze mnie siły i wenę. Ale podczas ostatnich dwóch tygodni chyba z pięć osób mówiło, że czytało bloga od deski do deski, więc uznałam, że czas wrócić. A do tego jeszcze YouTuber zwany Kaikoarea polecił nas u siebie na ask.fm, więc nagle więcej osób zaczęło tu wchodzić... Dziękuję, witamy! - czytaj więcej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz