tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

wtorek, 28 lipca 2015

czwartek, 23 lipca 2015

Na koniec świata i jeszcze dalej!

Trochę Was na Facebooku oszukałyśmy. Bo faktycznie byłyśmy w Paryżu, ale tylko na chwilkę, przelotem. We wtorek całą rodzinką przyjechaliśmy do Warszawy, gdzie udało nam się spotkać z dziewczynami z fanklubu. Z Anią nie widziałyśmy się już trzy lata, więc było o czym porozmawiać, a że wieczór był wyjątkowo ciepły, to siedziałyśmy w Klubie Harenda przy Krakowskim Przedmieściu i sączyłyśmy piwo prawie do północy. Zorientowałyśmy się, że dopiero drugi raz w życiu byłyśmy w tym charakterystycznym punkcie Warszawy – zazwyczaj nasze wizyty w stolicy ograniczają się do Złotych Tarasów, Teatru Roma, dworców i lotnisk… Dlatego z przyjemnością odkryłyśmy starówkę, gdzie uliczni muzykanci ustawiali się co kilka metrów. Był tam nawet Gienek Loska, przy którym zebrał się spory tłumek. Ciekawe byłyśmy tego, co dzieje się pod Pałacem Prezydenckim. I nie rozczarowałyśmy się: co prawda nikt nie krzyczał już „gdzie jest krzyż”, ale kilku staruszków odpalało znicze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu to ładny gest, ale po chwili ci sami ludzie zaczęli… skręcać duży przenośny krzyż! Po prostu przynieśli deski, zamontowali, pomodlili się (było siedem osób) i zwinęli wszystko. Polak potrafi!


Spaliśmy tuż przy Okęciu, więc po 11 przeszliśmy z bagażami na drugą stronę ulicy i już byliśmy na lotnisku. Odprawiliśmy się (trzeba to było zrobić przy odpowiednim urządzeniu, a nie jak zawsze podczas nadawania bagaży, co bardzo zbulwersowało tatę), nadaliśmy bagaż i skoczyliśmy do McDonald’s na śniadaniowe cheeseburgery. Później szybko przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa. Tym razem nikogo z nas nie obszukiwali, nie czepiali się żadnych przewożonych rzeczy, a młody celnik nawet zażartował. Szybko, sprawnie i wesoło – tak można podróżować!

czwartek, 9 lipca 2015

A może nad morze? - Trójmiasto

                 Znacie to uczucie, kiedy pięć dni przed obroną licencjatu dzwonią do Was rodzice i mówią: ,,Córka, nie wracaj po obronie do domu, tylko jedź nad morze!”? Ja też go jeszcze niedawno nie znałam, ale nie protestowałam, tylko zdałam, poświętowałam i dzień później spakowałam swój studencki dobytek do auta, po czym rozpoczęłam wakacje.